wtorek, 11 listopada 2014

#1 Chwile radości

Zasadniczo, to zapraszam do przeczytania pierwszego treściwego posta na tym blogu :D

Do napisania tegoż posta natchnęły mnie wydarzenia ostatnich dni, które właśnie takimi radosnymi chwilami były dla mnie. Tydzień jak tydzień, ale w weekend zaczęło się coś w końcu dziać.


Piątkowy wieczór, skromnie. Czas spędzony na poszukiwaniu jakiejś dość sprytnie skrytej miejscówki w celu wypicia odpowiednich trunków ;) Trochę się powłóczyłyśmy, wyminęłyśmy dresiarskie grupki i w końcu się udało- miejscówka znaleziona, super. Wraz z koleżanką siedzimy, delektujemy się napojami, a tu nagle strzał. Okej, strzał, trochę echa i cisza, wracamy do swojego zajęcia. Ale nagle... kolejny huk. Jak się okazało, gromadka dzieciaków znalazła genialną zabawę w rzucaniu petard z mostu. Ach, ta dzisiejsza kreatywność...

Sobota upłynęła pod znakiem jednego wielkiego nieogarnięcia, ale koniec końców było dość ciekawie. Mieliśmy wyjść wspólnie większą grupą znajomych, jednak towarzystwo się wykruszyło, zostaliśmy zatem tylko on i ja- organizatorzy, że tak to ujmę. Ja jak zwykle spóźniona, on jak zwykle zniecierpliwiony czekał na zimnie. Jak zwykle też nie mieliśmy celu wędrówki, ale stała się nim pierwsza rzucona myśl, i tak oto przespacerowaliśmy sporym kawałkiem chyba najpiękniejszej bydgoskiej ulicy- Gdańskiej, a później, zdani na mnie, udaliśmy się na nasze przystanki powrotne, gdzie pożegnaliśmy się miłym przytulasem i powędrowaliśmy w swoje strony.

W niedzielę był, można by rzec, dzień najgorszy z tych wszystkich słabych. Jak ostatnio coraz częściej to bywa- wystawiona przez znajomych, poszukiwałam kogoś, kto jednak dotrzymałby towarzystwa w tym dniu, jak się okazało- na marne. Ogólna frustracja i parę życiowych niepewności doprowadziło do momentu, w którym nieźle posprzeczałam się z osobami, które się "nawinęły", czego później jak zwykle żałowałam, ale kolejny raz zadziałały emocje, a nie głowa i skończyło się dokładnie tak, jak nie powinno.

Dzień, którego z zasady nienawidzę- poniedziałek. Ostatni był inny niż wszystkie, wyjątkowy, i to chyba on był tym dniem, który wniósł najwięcej koloru do szarej rzeczywistości. Z rana codzienna rutyna, później drobny przegląd internetów i czas zleciał. W końcu zaczęłam się doprowadzać do stanu jako takiej ogarniętości, znów gubiąc kilkanaście minut, jak nie kilkadziesiąt. Nie mając już nadmiaru czasu, w pośpiechu zaczęłam wiązać moje cudowne glany i pobiegłam w wyznaczone miejsce, w którym umówiłam się z przyjacielem. Chwilę pogadaliśmy i wyruszyliśmy na przystanek, aby dla odmiany po raz kolejny pojechać do Bydgoszczy. Wsiadając do autobusu dostrzegliśmy wzmiankę o kursowaniu autobusów według sobotniego rozkładu jazdy, co dosyć znacznie pokrzyżowało nasze plany, bo zamiast wracać o 21, musieliśmy czekać 70 minut na następny autobus, ale jakoś daliśmy sobie z tym radę, wydłużając czas przeznaczony na rozejście, o czym za moment dokładniej. Podróż upłynęła w miarę szybko, a na pewno komfortowo- rozkładane fotele są cudowne! Po dotarciu do Bydgoszczy jak zwykle wylądowaliśmy w Focusie, o dziwo nie pobiegliśmy czym prędzej najeść się, ale poszukiwać fajnej torby dla B. I znaleźliśmy, ale cena przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Zatem zawiedzeni, standardowo skierowaliśmy kroki ku jedzonku, ale tym razem usprawiedliwił nas brak obiadu, i sądzę, że smutek z nieznalezienia odpowiedniej torby też :D Najedzeni wskoczyliśmy na moment do Rossmana, gdzie kolejka do kas ciągnęła się chyba w nieskończoność, dzięki czemu spóźniliśmy się na tramwaj, a na kolejny czekaliśmy prawie 15 minut, choć powinien być szybciej- i zrozum tu człowieku rozkłady...
Szczęśliwi, że w końcu przyjechał nasz tramwaj, władowaliśmy się jakoś i wspólnie przejechaliśmy, uwaga- aż jeden przystanek! Tutaj B., już spóźniony, pobiegł na swoje spotkanie, a ja kontynuowałam trasę. Docierając w końcu na miejsce zorientowałam się, że zostało mi jeszcze... jakieś 20 minut czekania na A., ale założyłam słuchawki, włączyłam ulubione kawałki i powoli się przechadzając, nawet nie dostrzegłam, że nadeszła godzina spotkania. Sprawdzam telefon- sms "Tam gdzie ostatnio, ja już jestem" rozglądam się, ale jak to jesteś?! Przecież jestem już długo i Cię nie ma... ale w końcu się pojawił :D
Oczywiście, bo jakżeby inaczej, nie mieliśmy planów na ten wieczór. Powtórzyliśmy zatem ostatnią wędrówkę, tym razem jednak znacznie ją wydłużając, bo aż do...


Widzicie to?! 9 kilometrów... Ale co to dla nas. W sumie, w tych całych przepychankach, śmiechach, żartach i wszystkich innych głupotach nawet tego zbytnio nie odczułam, chyba że później, w bólu nóg. Jak wspomniałam, wygłupiając się, błądząc ulicami miasta, w końcu trafiliśmy do parku, gdzie spoczęliśmy na pierwszej z brzegu ławce i tak zostaliśmy już do końca spotkania. Z głową opartą na jego ramieniu, podziwiałam jego popisy w pokemonach i próby picia mleka czekoladowego, które jakoś niespodziewanie wylało się w jego plecaku i spowodowało, że wszystko było mokre, lepiące i czekoladowe. Wstać niestety się nie chciało, ale czas zaczynał naglić, więc powędrowaliśmy na przystanek. Praktycznie w tym samym momencie rzuciliśmy hasło, że jest nam zimno, więc szybko dodałam, że mógłby mnie przytulić i tak też zrobił. Od razu zrobiło się milej i cieplej :3 Tak czekaliśmy na Jego tramwaj, no i niestety w końcu przyjechał. "Dobra, to idę", rzucił, nadal mnie trzymając. "To idź"... bez zmian. "To idę!"- i wtedy w końcu się ruszyliśmy. No i pojechał ;)
Z uśmiechem na ustach powędrowałam znów pod Focus, tym razem żeby znów spotkać się z B. i wykorzystać czas pozostały do odjazdu autobusu. Zakręciliśmy się na jakiejś krótkiej przechadzce i akurat na czas wylądowaliśmy na dworcu. Oboje (tak myślę) szczęśliwi z czasu spędzonego na osobności, ale też niebywale padnięci, dotarliśmy w końcu do domu. Po drodze dokarmiliśmy kotka przybłędę i wtedy też rozeszliśmy się do domów.

Tamten dzień zaliczyłam do katalogu z tymi, które czynią człowieka lepszym, szczęśliwszym. Dają dużo radości, mimo wykonywania całkiem prostych czynności. Może to wina osób, które je z nami spędzają, że są takie jakie są? Chyba tak ♥


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz